Przyjechaliśmy do Altei i trudno było nam się nacieszyć widokiem plaży i skałek, na których spędziliśmy kilka upalnych dni 12 lat temu.
Postanowiliśmy odnaleźć dom Paca, w którym mieszkaliśmy w trakcie naszego pierwszego niezapomnianego pobytu w Altei, ale trudno było nam go odnaleźć. W końcu zaczepiliśmy przypadkową osobę wylegującą się na swojej posesji, i spytaliśmy o dom Paca. Ów człowiek zdziwił się bardzo, ponieważ do Paco, jak się później dowiedzieliśmy, zwracali się tak po imieniu tylko przyjaciele. Porozumiewając się prawie na migi (pan mówił tylko po hiszpańsku), dowiedzieliśmy się, że Paco dawno się wyprowadził do domku w górach. Pan zaprowadził nas do domku Paco. Domek był zaniedbany i opuszczony, ale pozostał klimat sprzed 12 lat, kiedy to spaliśmy pod palmami w sadzie pomarańczowo oliwnym, aż łeska w oku się zakręciła. Miło się gaworzyło i z tego powodu nawet się nie zorientowaliśmy, kiedy uciekł nam ostatni autobus do Walencji.
Zmuszeni byliśmy zostać w Altei na jedna noc, ale jak się później okazało, nie było czego żałować.
Zatrzymaliśmy się w zakamuflowanym przez właściciela hostelu i poszliśmy zwiedzać miasto. Miasto urokliwe, artystyczne, pełne klimatycznych knajpeczek i przemiłych ludzi.
Przechodząc koło knajpki pełnej ludzi, zostaliśmy do niej "wciągnięci", pod pretekstem uroczystego otwarcia knajpy.
Jedzenia i picia było pod dostatkiem, wszystko for free, w jednej minucie wszyscy ludzie znajdujący się w knajpce byli już naszymi znajomymi. Było wesoło, nawet bardzo. W pewnym momencie do Knajpki wszedł KTOŚ, kto okazał się naszym poszukiwanym PACO.
Niesamowity zbieg okoliczności, knajpka należała do Paca znajomego i właśnie na to otwarcie Paco przyjechał z gór.
Poznał nas, co było dla nas niesamowitym zaskoczeniem.
Impreza trwała do późnego rana:) Było cudownie:)